wtorek, 28 stycznia 2014

Komunia 1939

Dzisiejsze przygotowania do I komunii świętej w wielu domach nabrały wielkiego rozmachu. Czy kiedyś też tak było? Oto wspomnienia pierwszokomunijne z roku 1939. Dziękujemy ich narratorce za odkurzenie wydarzeń sprzed lat, a wnuczce za spisanie ich dla nas.

"Do pierwszej komunii świętej przystąpiłam w wakacje 1939 roku, tuż przed wybuchem II wojny światowej. Miałam wtedy 13 lat, razem ze mną szła do komunii moja 4 lata młodsza siostra. W tamtych czasach, mimo że byłyśmy córkami ziemianina, nie było związanych z tym sakramentem wielkich uroczystości, a co za tym idzie nie uczestniczyłyśmy też w żadnych wielomiesięcznych przygotowaniach. Dzieci nie musiały wtedy zdawać żadnych egzaminów, chociaż w każdym domu od najmłodszych lat uczyły się wszystkich modlitw. Ich odmawianie w rodzinnym gronie było codzienną tradycją w przeciwieństwie do czasów współczesnych, kiedy ta tradycja, nawet podczas Wigilii, zamiera.
Ani ja, ani moja siostra nie miałyśmy specjalnych strojów przygotowanych na okazję I komunii świętej. Owszem były to jasne i gładkie sukienki, ale nie były szyte dla nas specjalnie na ten dzień. Pojechałyśmy do kościoła bryczką z rodzicami i dwiema młodszymi siostrami. Przyjęłyśmy I komunię świętą podczas zwyczajnej mszy i jako jedyne w tym dniu. Po mszy, jak zwykle, wróciliśmy do domu i każdy zajął się swoimi obowiązkami. Nie pamiętam, żeby z tej okazji podano jakiś uroczysty obiad – to był dzień jak każdy inny, z tą różnicą, że od niego począwszy mogłyśmy z siostrą pełniej uczestniczyć we mszy świętej."

środa, 22 stycznia 2014

Z pamiętnika matki pierwszokomunijnej - odc. 4

Sukienka na wyciągnięcie ręki

Jesienią, kiedy trójki klasowe, czyli nasi reprezentanci, dokonali wyboru sukienek komunijnych dla dziewczynek z naszej parafii, ustalono, że w styczniu wszyscy będą mogli zobaczyć „na żywo” wybrane fasony. W ustalonym dniu firma szyjąca sukienki przyjechała do szkoły, by zaprezentować je z opcją dotknięcia, a nawet przymierzenia. Jednak… tłum rodziców i dzieci kłębił się już od samego wejścia na piętro, zaduch i pokrzykiwania matek skutecznie zniechęcały do zbliżenia się do sukienek. Punktem kulminacyjnym był moment, gdy weszła pewna bardzo „zatroskana mamusia” z córką i oznajmiła głośno: „Moja córka jest chora, ma ponad 39 stopni gorączki i MUSI przymierzyć sukienkę jako pierwsza”. Łokcie, pokrzykiwania...  i udało jej się! Kilku rodziców od razu uciekło ze swoimi pociechami, by nie złapać wirusa czy bakterii. A mi przez głowę przemknęło: „Dom wariatów”.

http://bamaxnet.pl/87-sukienka-z-karczkiem-z-gipiury.html
Czekałyśmy jakiś czas wśród pokrzykiwań i szturchańców, ale ostatecznie nie zobaczyłyśmy z bliska żadnej z sukienek.  Mimo próśb Zuzi, która bardzo chciała przymierzyć którąś z nich, wyszłyśmy ze szkoły bez podjętej decyzji. Zupełnie nie rozumiem tego szaleństwa i obłędu w oczach niektórych rodziców. My sukienkę wybierzemy na podstawie zdjęcia, albo podjedziemy do pracowni, w której sukienki są szyte i może uda się na spokojnie wszystko przymierzyć.

Miara ma być zdejmowana pod koniec stycznia, na każdą klasę przewidziane jest 30 minut. Mam nadzieję, że to będzie wystarczający czas, bo potem kolejne klasy w kolejce i – oby nie - kolejne przepychanki…

Byle do maja.

czwartek, 16 stycznia 2014

Czy wiecie... - odc.8

Przeglądając internet znalazłam ostatnio ciekawy artykuł, a w nim poniższą legendę, stanowiącą kolejny przykład (patrz także historia Imeldy, post z 9 paźdz.) jak bardzo dzieci i młodzież potrafią oddać się idei, jak bardzo są ufne. Nauka dla nas na dziś? Wiara (także jako termin ogólny) ma wielką moc :-)

"Cofnijmy się kilkanaście wieków wstecz. Jest III wiek. W starożytnym Rzymie mieszka mały Tarsycjusz. Jest okres prześladowania chrześcijan, ale młody chłopiec jest już na tyle dojrzały że starsi w gminie powierzają mu odpowiedzialne zadanie. Noszenie ukrytego w hostii Pana Jezusa więźniom. Tak bardzo z niecierpliwością wyglądali Tarsycjusza, który przynosił im lekarstwo na ich doczesne zmartwienia. Pewnego razu został brutalnie napadnięty przez rówieśników, którzy zaciekawieni, co chłopak tak mocno chowa, zaczęli go bić. Tarsycjusz nie wyjawił jednak sekretu; pobitego chłopca uratował jeden z żołnierzy. Chłopiec oddał mu Najświętszą Hostię i wkrótce zmarł z powodu odniesionych ran".  (cytat z Tygodnika Katolickiego, artykuł A. Bednarczyk z dn. 26.04.2013)
Rzeźba św. Tarsycjusza w Musee d`Orsay
  
Święty Tarsycjusz uważany jest za patrona Liturgicznej Służby Ołtarza, czyli ministrantów. Patronuje także Pierwszej Komunii Świętej.