środa, 22 stycznia 2014

Z pamiętnika matki pierwszokomunijnej - odc. 4

Sukienka na wyciągnięcie ręki

Jesienią, kiedy trójki klasowe, czyli nasi reprezentanci, dokonali wyboru sukienek komunijnych dla dziewczynek z naszej parafii, ustalono, że w styczniu wszyscy będą mogli zobaczyć „na żywo” wybrane fasony. W ustalonym dniu firma szyjąca sukienki przyjechała do szkoły, by zaprezentować je z opcją dotknięcia, a nawet przymierzenia. Jednak… tłum rodziców i dzieci kłębił się już od samego wejścia na piętro, zaduch i pokrzykiwania matek skutecznie zniechęcały do zbliżenia się do sukienek. Punktem kulminacyjnym był moment, gdy weszła pewna bardzo „zatroskana mamusia” z córką i oznajmiła głośno: „Moja córka jest chora, ma ponad 39 stopni gorączki i MUSI przymierzyć sukienkę jako pierwsza”. Łokcie, pokrzykiwania...  i udało jej się! Kilku rodziców od razu uciekło ze swoimi pociechami, by nie złapać wirusa czy bakterii. A mi przez głowę przemknęło: „Dom wariatów”.

http://bamaxnet.pl/87-sukienka-z-karczkiem-z-gipiury.html
Czekałyśmy jakiś czas wśród pokrzykiwań i szturchańców, ale ostatecznie nie zobaczyłyśmy z bliska żadnej z sukienek.  Mimo próśb Zuzi, która bardzo chciała przymierzyć którąś z nich, wyszłyśmy ze szkoły bez podjętej decyzji. Zupełnie nie rozumiem tego szaleństwa i obłędu w oczach niektórych rodziców. My sukienkę wybierzemy na podstawie zdjęcia, albo podjedziemy do pracowni, w której sukienki są szyte i może uda się na spokojnie wszystko przymierzyć.

Miara ma być zdejmowana pod koniec stycznia, na każdą klasę przewidziane jest 30 minut. Mam nadzieję, że to będzie wystarczający czas, bo potem kolejne klasy w kolejce i – oby nie - kolejne przepychanki…

Byle do maja.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz